– Tato, napraw Zegar – prosił mały Zając.
– Tato, napraw Zegar – wtórowali mu Miś i Wiewiórka.
– Kochani, nie mam teraz czasu – odpowiadał Tata Miś.
Obiecywał, że zajrzy do mechanizmu, ale zawsze kończyło się tak samo: Zegar stał. Pan Michał zupełnie nie znał się na zegarach, ale prośby dzieci i pasja odkrywcy, którą nosił w sobie, nie dawały mu spokoju. Któregoś dnia zabrał Zegar do Warsztatu i zamknął drzwi na klucz. Potrzebował ciszy i czasu.
– Tak, udało mi się go naprawić – potwierdził Pan Miś, nie kryjąc zadowolenia i dumy.
Podekscytowany Piotruś wpadł na pomysł:
– Czy możemy zobaczyć, co jest w środku?
– Czyli jego mechanizm – odgadł Pan Michał i podrapał się w głowę. Gdyby dzieci wiedziały, ile wysiłku i czasu poświęcił, żeby go poznać i uruchomić...
– Mam inny pomysł – powiedział. Zbudujemy własne zegary.
– Hurra! – wykrzyknęły dzieci. Nie wiedziały, co dokładnie Tata miał na myśli, ale przeczuwały, że szykuje się świetna zabawa.
Minęło trochę czasu. Pan Michał zebrał od znajomych i przyjaciół nieużywane już zegary i wymontował z nich mechanizmy. Przygotował też specjalne płyty, które miały stać się obudową nowych zegarów. Dzieci zgromadziły się w Warsztacie wokół stołu.
Na początku Tata rozłożył jeden z zegarów.
– Ooo – zawołały dzieci. Nie wiedziały, że zegar ma w środku tyle kółek, sprężynek i śrubek.
Potem Pan Michał zrobił miejsce na stole i powiedział:
– Teraz czas na wasze zegary.
– Hurrraaa! – wykrzyknął Zając i chwycił śrubokręt.
– Stop! – powstrzymał go Pan Michał. Najpierw zrobicie projekty waszych prac na kartkach papieru.
– Po co mamy rysować zegary? - zdziwił się mały Miś.
– Widzicie – wyjaśnił Tata – konstruowanie wielu dobrych urządzeń zaczyna się właśnie od starannego projektu.
Piotruś westchnął nieco zawiedziony, ale zgodził się rysować. Wiele razy widział Tatę-Stolarza, pochylonego nad rysunkiem technicznym.
Gdy rysunki były gotowe, Pan Michał zaprosił synów do Warsztatu. Tego Piotrusiowi i Erykowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Dzielnie pomagali, przytrzymując płyty, które Tata równiutko wycinał w kształty wymyślone przez dzieci. Gdy skończyli, Pan Michał zaprosił dzieci do ozdabiania zegarów. Na stole już czekały flamastry, farbki, pojemniczki z wodą i pędzelki przygotowane przez Panią Mariannę i Martynkę.
– Teraz każdy z was może wykonać własny, niepowtarzalny zegar – powiedziała Mama.
– Taaak! – wykrzyknęły dzieci, którym to zadanie przypadło do gustu i zabrały się do pracy. A oto, jak powstawały Zegar Piotrusia, Zegar Eryka i Zegar Martynki (której trochę pomagała Mama)
Kiedy Tata wreszcie wmontował w prace dzieci mechanizmy zegarów, zarządził:
– Czas na sprzątanie!
Piotruś, Eryk i Martynka pobiegli po miotły. A gdy wszyscy byli zajęci zamiataniem skrawków papieru i wycieraniem kolorowych plam, mała Wiewiórka zamyśliła się i zapytała:
– A co to jest czas i dlaczego go nie widać? Gdzie on jest? Czy schował się w zegarze?
Zaskoczony Pan Michał zastanowił się przez chwilę. Jak odpowiedzieć jasno i krótko na pytania, których zgłębianie zajmuje uczonym dużo czasu:
– Czas nie mieszka z zegarze. – powiedział – Zegar go tylko mierzy. Jest niewidoczny, ale bardzo użyteczny.
– A co można zrobić z czasem? – zainteresował się Miś Eryk.
– Na przykład można komuś poświęcić czas, to znaczy pomóc, albo po prostu pobyć trochę razem – odezwała się Mama.
– Możemy też szanować czas, jeśli liczymy się z planami drugiej osoby, albo marnować czas, gdy nie umiemy wykorzystać go w mądry sposób – dopowiedział Tata.
– Możemy też przychodzić na czas – dodał Miś Eryk, który nie lubił się spóźniać.
– Albo urządzać wyścigi na czas – wtrącił Zając Piotruś – no i przyjemnie spędzać czas.
Pan Michał miał zamiar powiedzieć coś jeszcze, ale zanim otworzył usta, wszyscy usłyszeli burczenie dobiegające z brzuszka Martynki.
– Najwyższy czas na podwieczorek – domyśliła się Mama.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz